Jako że nie gustuję raczej w powieściach jako takich, czytam głównie autobiografie i historie oparte na faktach. Czasem wpadają też quasi-poradniki, takie jak przeczytane ostatnio "Chujowa pani domu" Magdaleny Kostyszyn i "Slow life" Joanny Glogazy. I właśnie te dwie pozycje zamierzam tu krótko (lol, ja i krótko?) zrecenzować. I polecić wszystkim dziewczynom i paniom.
Tak się zastanawiam, czy to nie jest już starość, że czytam takie książki. Ale w sumie autorki, obie będące blogerkami, są w podobnym wieku do mnie. Oh, wait... Już nic więcej na ten temat nie napiszę...
Pierwsza z kolei wpadła mi w ręce "Chujowa pani domu". Książka oczywiście nawiązuje do fanpage'a o tym samym tytule, w internetowej wersji niewykropkowanym. I podobnie jak fanpage, książka wciągnęła mnie równie szybko - i podobnie się skończyła, bo ze zbiorem felietonów czytelnik może sobie poradzić naprawdę szybko.
Co mnie w niej urzekło: na początek - styl i język. Rzadko zdarza się tak, żeby nic mnie nie irytowało w sposobie pisania autora/redaktora książki. Tu daje gigantyczny plus, bo jest idealnie, teksty czyta się nad wyraz płynnie. Być może dlatego, że autorka też jest absolwentką polonistyki :)
Szczególnie spodobały mi się teksty dotyczące przyjętego ogólnie w społeczeństwie (kobiecym) prymatu młodych matek nad nie-matkami i ogólna refleksja (i niezgoda) autorki na to wszystko, czego wymaga się w świecie od kobiety. Bo nawet w dwudziestym pierwszym wieku, w cywilizowanym kraju, w liberalnym społeczeństwie od dziewczyn i pań wymaga się pewnych zachowań, umiejętności i uczuć. Niestety!
To co mi się nie spodobało, to dość wyraźnie zarysowana pochwała prokrastynacji. Autorka - a może raczej podmiot liryczny, bo nie wykluczam, że poglądy przedstawione w felietonach są celowo przerysowane - sugeruje w moim odczuciu, że można leżeć i pachnieć i wciąż będzie się zajebistym. Nie wspomina nic o realizowaniu jakichkolwiek pasji i marzeń, z książki wyłania się raczej schemat życia praca-dom.
Bezpośrednio po "Chujowej..." złapałam za książkę Joanny Glogazy, autorki bloga Styledigger i właścicielki przemiłego psa Chrupka. Ciekawa jestem, czy dziewczyny by się polubiły, ale jeśli tak, to chyba na zasadzie przyciągających się przeciwieństw. Joanna to blogerka modowa, która w poprzedniej swojej książce radzi jak urządzić sobie szafę z ubraniami, żeby mieć w niej tylko rzeczy praktyczne i lubiane. Magdalena poradziłaby raczej, gdzie te ciuchy powpychać, żeby nie wybić sobie o nie zębów, gdy idziemy z łazienki do kuchni. Filozofia życia codziennego Magdy jest bliska mojemu sercu, ale nie mam wrażenia, że dowiedziałam się czegoś przydatnego czy nowego. Z kolei po odłożeniu książki Joanny mam poczucie, że przeczytałam właśnie coś wartościowego, co z chęcią będę stosować w swoim życiu.
Z poradnika "Slow life" szczególnie zapamiętałam kilka punktów. Nie jestem wcale pewna, czy autorka rzeczywiście to miała na myśli. To nie jest streszczenie książki, ale to co wywnioskowałam z treści po przetrawieniu jej swoim rozum(ki)em.
Przede wszystkim - że warto żyć po swojemu, ale tak naprawdę po swojemu, bo mamy dzięki temu stosunkowo dużo do zyskania i mało do stracenia. Nawet zupełnie nieopłacalne zainteresowania i niszowe pasje mogą stać się naszym sposobem na satysfakcjonujące życie, a czasem także na zarabianie. Jest wielu ludzi, którzy zajęli się czymś, co z punktu widzenia logiki i rachunkowości było kompletnie bez sensu - i nadało ich życiu nowy sens.
Po drugie - że warto próbować nowych rzeczy, których się boimy, bo często jest to strach irracjonalny - co strasznego może się stać, jeśli nieczysto zaśpiewamy karaoke w sali pełnej ludzi - ludzi, których prawdopodobnie nigdy więcej nawet nie spotkamy? A nawet jeśli spotkamy, to jakie znaczenie będzie miało dla nich to, że zaśpiewaliśmy nieczysto? Serio jakiekolwiek?
Po trzecie - odpoczynek jest ważny. Bez porządnego odpoczynku nie ma porządnej pracy.
Po czwarte - szanujmy swój czas i siebie samego. Bycie usatysfakcjonowanym, zdrowym, szczęśliwym to otwarta droga do tego, żeby dawać siebie innym w każdym wymiarze - więc co innego może być ważniejsze?
Nie trzeba się długo zastanawiać, żeby wywnioskować, że wszystkie te punkty, jak i całą książkę (jak i wszystko w życiu chyba, hehe) rozpatruję w kontekście sportu. I choć absolutnie, w żadnym calu nie jest to książka o sporcie, dla sportowców i od sportowca, to wynoszę z niej dla siebie naprawdę bardzo wiele.
Teraz na warsztat wszedł "Gupi muzg" dr Deana Burnetta, a w kolejce czeka "Mądrość psychopatów" Kevina Duttona. Możecie już zacząć się bać :-)
Pięknie dziękuję, fantastycznie mi się czytało Twoją recenzję, no i cieszę się ogromnie, że książka Ci się spodobała. Odpowiadając na Twoje pytanie - z Magdą się znamy (chociaż nie bardzo dobrze, widziałyśmy się tylko kilka razy:)) i jak najbardziej lubimy! Pozdrowienia, udanego weekendu! Joanna
OdpowiedzUsuń