Rasta była moim pierwszym własnym psem, bardzo wyczekanym i bardzo wybłaganym. Do jej przyjęcia przygotowywałam się przez wiele lat i nie było to tylko przygotowanie teoretyczne. Mniej więcej od 2002 roku regularnie zajmowałam się różnego rodzaju pracą z psami. A zatem gdy pod koniec 2006 roku do mojego domu zawitał wymarzony pies, szalenie mi zależało, żeby wszystko było perfekcyjnie. Żeby był fantastycznie wyszkolony, posłuszny i radosny- jak z bajki.
W psim przedszkolu, do którego uczęszczałam z Rastą, jako pomocy szkoleniowej używano klikera. Zainteresowałam się tematem, a jako że w tamtym okresie panowała wielka moda na szkolenie klikerowe, szybko znalazłam forum poświęcone tej tematyce i niezwłocznie się na nim zarejestrowałam.
Jako emocjonalna ekshibicjonistka nie mogłabym się zadowolić samym czytaniem forum, więc często i gęsto się na nim wypowiadałam. Szkolenie Rasty szło mi naprawdę nieźle, szybko złapałyśmy dobry kontakt, Rasta bardzo chętnie i bardzo sprawnie uczyła się najróżniejszych sztuczek, więc wszystkim tym chwaliłam się regularnie na forum.
Oczywiście nie było tak całkiem różowo. W poprzednim wpisie wspominałam o problemach Rasty, z jakimi borykałam się praktycznie od początku. Zajęcia grupowe każdorazowo były dla mnie potężnym stresem, bo Rastka zachowywała się jakby wszyscy diabli ją opętali. Do pewnego momentu była po prostu rozwrzeszczana i nieogarnięta, ale po przekroczeniu granicy przegrzania mózgu zwyczajnie się wyłączała. Doprawdy dziwny musiał być widok bordera, który z nieobecnym wzrokiem krążył po placu szkoleniowym i węszył sobie w najlepsze, nie reagując na wołania właściciela..
Również z tym zwracałam się do specjalistów od pozytywnego szkolenia. Odpowiedzi na pytania, dlaczego mój pies zachowuje się irracjonalnie, raczej nie były satysfakcjonujące ani optymistyczne (pisownia oryginalna):
"Kazdy pies ma tak, ze na jednym treningu jest super, na drugim ciut gorzej a na jeszcze innym wogole do kitu. Sa psy wyjatkowe, ktore pracuja rowno, zawsze i wszedzie, ale takich psow jest bardzo malo.
Mysle, ze powinnas byc bardziej wyrozumiala dla niej."
"Pies tak jak człowiek ma gorsze i lepsze dni. Czasami jak widzę, ze Dark ma fatalny dzień, odpuszczam jakiekolwiek treningi i np biore tylko piłeczke. Pies, który ZAWSZE by super pracował nie byłby psem"
"ja nie rozumiem Twojego problemu ...naczy dokładnie to tu nie ma problemu - nie zapominaj, że tak naprawde to psy nas uczą jak należy żyć! Właśnie psiaki uczą spokoju, cierpliwości, wyrozumiałości etc. zwłaszcza jak nie można im dać w doopsko kiedy nerwy puszczają"
Nosz cholera. Czyli co, jeśli kiedyś bym pojechała na Mistrzostwa Świata Obedience, to musiałabym być świadoma tego, że kilkuletnie przygotowania, kupa forsy i szmat czasu poszłyby na marne, bo.. w dniu występu mój pies miałby 'gorszy dzień'? Coś mi tu nie grało. Zaczęłam patrzeć sceptycznie na klikerowców, zwłaszcza jak zobaczyłam, że praktycznie każdy z nich ma ze swoim psem podobny problem: zwierzak pracuje, kiedy mu się chce, a kiedy mu się nie chce, to przewodnik po prostu mu odpuszcza.
Czarę goryczy przelało jednak coś zupełnie innego.
Pewnego pięknego dnia poszłam z Rastą na trening agility. Do pewnego momentu było tak jak zwykle: gdy Rasta biegała, była perfekcyjna; gdy czekała na swoją kolej i widziała inne biegające psy - Lucyfer, Belzebub i Lewiatan w jednej psiej osobie. Dotychczas próbowałam radzić sobie z tym tak, jak podpowiadali klikerowcy: starałam się ją uspokajać, dawać jej smakołyki za spokojne siedzenie (nie zawsze w ogóle raczyła na nie spojrzeć, taka była zajęta darciem japy). Tego dnia wydarzyło się jednak coś, co uświadomiło mi, że mój pies wcale nie musi zachowywać się jak wariatkowo. Opisałam to na forum w kategoriach sukcesu szkoleniowego: Otóż w pewnym momencie oddałam Rastę na smyczy mężowi mojej instruktorki, a sama poszłam - nie pamiętam już dokładnie po co, pewnie uczyć się toru - na plac. Rasta zaczęła się wić, podskakiwać, warczeć i szczekać, że ona musi natychmiast biec. Pan Mariusz nie dał sobą poniewierać i dwa razy mocno szarpnął smyczą. Zdziwiła się i na chwilę odpuściła. Psy znowu zaczęły biegać, a ona nie wrzeszczała, za to zaczęła kombinować, jakim sposobem wziąć tego dziwnego osobnika. Kilka razy na niego skoczyła, podała mu łapy w różnych konfiguracjach, a kiedy to nie pomogło.. kłapnęła mu zębami przed twarzą. Mój malutki, słodziutki borderek! Szybko została złapana za kłapiącą jadaczkę i przytrzymana przez chwilę, żeby uświadomiła sobie, że nic dobrego jej nie spotka za takie zachowania.
Minutę później siedziała grzecznie przy nodze p.Mariusza.
Grzecznie - to nie znaczyło tylko, że przestała się drzeć wniebogłosy. Siedziała zrelaksowana i uśmiechnięta, jakby całą sobą chciała powiedzieć: "Ufff, dzięki chłopie, wreszcie ktoś przejął za mnie dowodzenie i nie muszę już forsować swojego zdania".
Na forum klikerowym rozpętała się burza:
"CZy dobrze czytam? Mąż instruktorki zastosował szarpnięcie czyli korektę? To zdecydowanie nie jest pozytywna metoda lecz działanie przez P+; R-. Szarpnięcie zdeprymowało psa i spowodowało, ze obawiając się kolejnego szarpnięcia zmienił zachowanie. To, co na początku wystarczyło, by zdeprymować psa, już następnym razem może okazać się niewystarczające i trzeba będzie sięgnąć po bardziej drastyczne środki, żeby uzyskać ten sam efekt. Nastąpi eskalacja awersji, a z czasem może dojść do wybuchu agresji ze strony psa spowodowanej frustracją."
"Ale wytłumacz mi: po co krzyczeć? Nie możesz tego powiedziec normalnie? To nie sztuka, jak pies Cię słucha na ryk. Sztuką jest, aby Twój pies wykonywał zadania na każdy Twój szept! Hha! Kto tak ma i potrafi? Na pewno nikt awersyjny. Oni potrafią tylko krzyczeć. "
"A co robisz, jak pomimo tego, że jest nieprzyjemnie pies nadal robi to, co robił? Mocniej szarpniesz? Głośniej krzykniesz? A może jednak uderzysz, bo "lekka awersja" już nie działa?
Wiesz, ja proponuję, żeby ś od razu kupiła kolce, kliker wyrzuciła za okno i udała się ze swoim bc na szkolenie tradycyjne. A co! Niech czuje respekt."
"Jasne. Najprościej sięgnąć do awersji, bo tu się na niczym nie trzeba znać - szarpiesz i masz! Tylko niestety,Za to co do ludzi startujących w zawodach - używają korekt i awersji bo tak jest łatwiej, bo tak jest szybciej, bo tak jest prościej - tyle, że to tylko im się wydaje! Oni patrzą tylko na to co pies powinien - patrzą na rezultaty. Wielu z nich w tym wszystkim powoli zapomina o tym co jest dobre dla psa... o tym, że ta cała idea frajdy jaką miało to psu sprawiać, gdzieś im po drodze ginie.."
A więc tak. Pozwoleniem na szarpnięcie Rasty stałam się 'tradycyjna' i 'awersyjna', jak i cały mój klub. Dalsza dyskusja była równie porywająca jak cytaty wklejone powyżej, ale nie będę jej wklejać - oszczędzę im wstydu. Próbowano mi wmówić, między innymi, że do psa zawsze należy mówić/wołać wesołym, spokojnym głosem, nawet wtedy gdy biegnie w stronę ruchliwej ulicy. Serio.
Przekonało mnie to do ponownej rewizji mojego stosunku do klikerowców. Ostatecznie białą flagę wywiesiłam po tym, jak przeczytałam o oduczaniu psa agresji do przewodnika. Dziewczyna opisywała na forum, że walczy o to, żeby jej pies nie warczał na nią, kiedy zbliża się do kanapy, na której on w tym czasie leży. Wszyscy jej gratulowali, że może już podejść na dwa metry, kliknąć i rzucić smakołyk!
Masakra. Czytałam i nie wierzyłam oczom.
Nie wiem jak teraz wygląda środowisko klikerowców (czy ich psy jeszcze ich nie pozagryzały), ale wtedy to była regularna sekta. Nie jesteś z nami, to jesteś przeciwko nam! MY mamy antidotum na wszystkie problemy z Twoim psem- nie słuchaj innych, bo oni są źli! Bardzo podli i krzywdzą swoje psy!
Prawda jest taka, że w świecie pozytywnych szkoleniowców, zapatrzonych w kliker i ciumkanie do pieska panuje kilka prawidłowości.
Po pierwsze: większość klikerowców to osoby, które mają coś na sumieniu w stosunku do swoich obecnych lub poprzednich psów. Komuś coś nie wyszło, ktoś się wstydzi, że prowadzał psa przez całe jego życie na kolczatce, i zaczyna poszukiwać nowych rozwiązań. Ze skrajności w skrajność.
Po drugie: klikerowcy na codzień borykają się z dziwnymi zachowaniami swoich psów i nie potrafią sobie z nimi w żaden sposób poradzić. Pies się wyłącza podczas pracy: no trudno, to tylko pies. Nie chce aportować, przychodzić na wołanie, towarzystwo innych psów przedkłada nad bycie obok przewodnika: no takie jego psie prawo.
O sporcie na wysokim poziomie nie ma mowy. Nie dlatego, że bez awersji nie da się dojść do światowej czołówki, ale dlatego, że nikt na takim etapie szkolenia psa nie uznaje "klikerowej sekty" za coś godnego uwagi.
Po trzecie i ostatnie: klikerowcy opierają swoją metodę szkolenia o wielką życiową filozofię. Nie wolno krzyczeć na psa, bo pies się zamknie w sobie. Nie wolno wskazywać psu, że coś zrobił źle, bo będzie nas uznawał za sadystów i przestanie nam ufać. Niepożądane zachowania są spowodowane nakładaniem na psa zbyt dużej presji, nazbyt awersyjnym podejściem do niego lub innym złem, przy czym pies zawsze jest nieskazitelnym aniołem.
A teraz, po kolei, dlaczego uważam że to bzdury.
Pies nie działa w aż tak prostym systemie zerojedynkowym: jeśli go nagrodzisz, to będzie ci ufał, a jeśli go ukarzesz, będzie smutny. No nie i już. Najważniejsze w szkoleniu psa to bycie konsekwentnym i zrozumiałym dla niego. Szkoleniem klikerowym można wyrządzić psu bardzo dużą krzywdę psychiczną. Nie ma dla psa nic bardziej frustrującego niż brak jasnych reguł, a użycie awersji w szkoleniu nie równa się wyrządzeniu psu krzywdy fizycznej i psychicznej. Kolczatki i obroże elektryczne nie są dla wszystkich i absolutnie nie powinny być sprzedawane z taką dostępnością jaka jest teraz, ale umiejętnie używane mogą być przydatną pomocą w eliminowaniu złych zachowań. Nigdy nie miałam potrzeby używania awersyjnych środków w szkoleniu moich psów (no w końcu mam bordery..), ale gdyby, na przykład, mój pies zaciekle gonił ptaki, nie reagując na wołania (co jest już bezpośrednim zagrożeniem jego życia) to nie wahałabym się ani chwili, żeby iść z nim do szkoleniowca, który założy mu OE i wytłumaczy, że to jest zachowanie niepożądane. Zdecydowanie wolałabym zapodać psu kilka skutecznych strzałów elektryką niż zdrapywać go z asfaltu.
Klikerowcy nie uznają karania psa. Uważają, że za dobre zachowania należy psa nagradzać, a niepożądane ignorować. Nie wzięli pod uwagę tylko jednej rzeczy: dla wielu psów ignorowanie to najgorsza, najbardziej zasmucająca i gasząca je kara. A więc: nie karamy, tylko frustrujemy psa? Fantastycznie, doprawdy. Jeśli dziecko zrobi coś złego, a matka przestanie się do niego odzywać i zamknie go za to w drugim pokoju, żeby przemyślało sprawę, to czy nie urodzi to w nim większej frustracji, niż gdyby powiedziała mu jasno: "To co zrobiłeś było niedopuszczalne i wierzę, że się więcej nie powtórzy" i z powrotem zaczęła traktować go normalnie? Psy też potrzebują tego typu akceptacji i zrozumienia. To że niektórzy z nas wolą oczyszczać swoje sumienia, nie stawiając spraw w ten sposób to nie znaczy, że dla drugiej strony, tej czworonożnej, również jest to lepsze.
Metodę należy dobierać do danego psa i sytuacji, a nie deklarować się: ja używam klikera, a ja kolczatki. Szkolenie pozytywne nie jest wtedy, kiedy się głaszcze pieska po główce i szepcze mu czułe słówka, ale wtedy, kiedy zwierzak ufa swojemu przewodnikowi i wie, że ma w nim zawsze oparcie.
Widziałam zbyt wiele radosnych, zmotywowanych psów na kolczatkach i zbyt wiele smutnych, snujących się 'klikerowych', żeby twierdzić, że pozytywne szkolenie jest pozytywne. Poznałam różne metody, różne psy i wiele różnych podejść i wniosek jest jeden: nie wolno się zamykać na to, co na pierwszy rzut oka wydaje nam się niedobre. Psy wymagają od nas cierpliwości, wyrozumiałości i empatii, lecz również zmuszają do poszukiwania nowych rozwiązań. Najważniejsze jest to, żeby potrafić patrzeć w jednym kierunku - tak po prostu, bez wkuwania na pamięć podręczników i różnorakich instrukcji obsługi psa.
Make peace not war.
Bardzo dobry tekst, cieszę się, że na niego trafiłam. Pozdrawiam Maja
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst. A w kwestii awersja / pozytyw - awersję stosuje każdy właściciel psa, pytanie na ile jest tego świadomy. Bo jeśli zdefiniować awersję jako fizyczne narzucenie / uniemożliwienie psu jakiegoś zachowania, to najzwyklejsze prowadzenie psa na smyczy jest zachowaniem awersyjnym w stosunku do psa. Wszak fizycznie ogranicza jego możliwość odejścia od nas do długości smyczy... Ale hitem dla mnie są takie wynalazki jak np. pozytywne kolczatki (plastikowe czy z zalanymi końcówkami) ;))
OdpowiedzUsuńDla mnie te kolczatki są hitem bez przekąsu :-) Sprawdziłam na swoim psie. Plastikowa kolczatka pomogła mu opanować emocje poczas spaceru. Teraz chodzi w szelkach i o wiele spokojniej niż w obroży przed trenigiem z kokczatką. Bo tu nie chodzi o kłucie kolcami, tylko o równomierny ucisk na szyję. Polecam pierwsze dwie części filmu na You Tube "How to use a prong collar" Tylera Muto z K9one.
UsuńZnam taką koncepcję, która mówi, że kliker jest dla psa stresujący. Może dlatego niektóre psy się wyłączają - to przecież jedna z reakcji na stres. Myślę, że dużo w tym temacie powiedziała by Ci Magda Urban, która kilka lat temu miała identyczne przemyślenia i poszła swoją drogą nastawioną na komunikację z psem. W skrócie chodzi o metody Alexy Capry. Jest o czym myśleć :-)
OdpowiedzUsuńżycie jest stresujące...
OdpowiedzUsuńJakie wy ludzie macie durne problemy. To co czytałem przypomina mi postępowanie ludzi w pracy z końmi metodami naturalnymi. Pies jak i koń musi jasno wiedzieć kto jest jego panem i przewodnikiem, jak nie słucha pod dobroci to trzeba dotrzeć do tego małego móżdżka nieco innymi drogami. A że pan Mariusz poradził sobie z psem? Tak, poradził bo zrobił to czego właścicielka psa nie potrafiła. Tyle moje na ten temat.
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst. Zgadzam się w 100%.
OdpowiedzUsuńPłynąc z prądem grafomańskiej popularności pozostaje teraz popełnić książkę, o szkoleniu BC oczywiście.
OdpowiedzUsuńwreszcie ktoś to napisał :))
OdpowiedzUsuńJest to jeden z lepszych tekstów jakie ostatnio przeczytałam, sama miałam ochotę napisać coś takiego, jednak teraz już czuję, że nie ma sensu, bo powieliłabym Twoje słowa, może w nieco innego punktu widzenia. Dla mnie niektóre osoby to jest sekta, dosłownie, spotykam tak skrajne przypadki, że nie wiem czasami czy mam się rozpłakać, łzy mi się cisną do oczu na to, jak ktoś może być zamknięty na rzeczywistość. Niektóre osoby zachowują się, jakby miały mózgi wyprane przez jakiegoś niezłego sekciarza. Co więcej, opisałas klasykę gatunku- te osoby są zazwyczaj agresywne, chamskie, aroganckie, uparte jak osioł . Sama wprawdzie mam zupełnie inne psy i uprawiam zupełnie inne sporty, w mojej "dyscyplinie" i przy moich rasach NIE DA się postępować w ten sposób. Nie mówię, ze wszyscy są tacy, mam również znajomych posiadających bordery i szkolących je "borderowymi" metodami, ale są to osoby inteligentne i otwarte i nie musimy się spierać o to, kto ma rację- dla ich psów lepsze są jedne metody, dla moich inne. Bardzo fajnie jest przeczytać opinię "tej drugiej strony", tzn osoby, która posiada rasę najbardziej modną wśród "sekty". Najbardziej oczywiste jest to, co napisałaś - te osoby zazwyczaj nie mają ŻADNYCH osiągnięć z psami, żadnych poza tysiącami stron bezsensownej internetowej paplaniny na forach. Każda osoba, która rozwija się w sportach czy szkoleniu, po pewnym czasie wróci na tę ścieżkę. Każda inteligentna osoba w pewnym momencie zauważy, ze coś nie tak w czasach gdy gdzie rzucić kamieniem, tam trafisz w "pozytywnego szkoleniowce" z półrocznym doświadczeniem, po 2 miesięcznym kursie. NIE MA szkolenia "pozytywnego" i "tradycyjnego", jest tylko mądre i głupie... Ja tak zawsze mowię. Dzięki Ci za ten artykuł, pozwolę sobie wstawić na swój blog link do niego https://www.facebook.com/filar.dog.blog
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisałaś swoje doświadcznia i spostrzeżenia!!
OdpowiedzUsuń