Wlasnie wrocilam ze swoich pierwszych zawodow na 10 km - Puchar Maratonu Warszawskiego. Trasa przelajowa w lesie.
Melduje wykonanie planu ;) To moj debiut na tego typu biegu, wiec kompletnie nie wiedzialam, jak sie do tego zabrac. Balam sie, ze bedzie to dla mnie cos takiego, jak dwa starty na 5 km jeden po drugim ;) Wojtek poradzil mi, zebym po prostu trzymala sie kogos dobrego, trzymala jego tempo + kontrolowala czas kolejnych kilometrow i starala sie trafiac w 4'30. Na pierwszym kilometrze mialam 4'40, niestety ;) potem bylo juz raczej lepiej, choc nie zawsze, o czym za chwile.Ruszalo sie dosyc ciezko, bo bylo ciasno. Przez jakis czas trzeba sie bylo troche pogniesc i poprzeciskac - pozniej juz bylo OK. Na poczatku wyprzedzily mnie trzy albo cztery dziewczyny, ale niedlugo pozniej bylam trzecia. Dziewczyna, ktora biegla przede mna, wygladala bardzo dziarsko ;) i stwierdzilam, ze na pewno celuje w czas krotszy niz ja, wiec bedzie swietnie, jesli utrzymam jej tempo. Zalozylam, ze i tak przed meta pocisnie i zostawi mnie w tyle, wiec postanowilam sie nie wyglupiac i jej nie wyprzedzac. Perspektywa ukonczenia biegu na trzecim miejscu wydawalo mi sie niezla ;) Jednak okolo szostego kilometra nagle wyprzedzilam swojego 'zajaca' i zostalam sama. Bardzo mnie to zdziwilo, bo zostawilam ja dosc daleko w tyle. Wtedy jeszcze sadzilam, ze to jej tajna taktyka i przed meta, gdy ja bede juz umierac, wyprzedzi mnie rzesko ;) ale o dziwo tak sie nie stalo.Na siodmym kilometrze niestety przezylam spory kryzys. KOLKA :? :? :? balam sie tego tak okropnie, ze bylo to dosc oczywiste, ze mi sie to przytrafi chociazby przez sile autosugestii. Celowo zjadlam nieduze objetosciowo sniadanie wczesnie, ponad 2h przed biegiem (+ godzine przed malutki batonik ;) ), wiec myslalam, ze bedzie dobrze. Wody jak zwykle pilam rano duzo, ale przez ostatnie poltorej godziny przed startem staralam sie nie przesadzac. Mimo to czulam, ze mam pelen brzuch :? I tak myslalam, ze bedzie gorzej, bo jak truchtalam do startu to az mi bulgotalo w zoladku. Do siodmego kilometra bylo relatywnie ok, choc przez calusienki dystans cos mi dolegalo ze strony tegoz ukladu, ale na siodmym kilometrze w koncu mnie trzasnelo. Nie bylo az tak zle jak na Sztafecie, bo tam myslalam ze sie udusze ;) ale bolalo tak bardzo, ze musialam troche zwolnic. Nie wiem, jak duzo czasu stracilam na walke o zycie ;) ale na pewno mnie to rozstroilo. Gdyby bolalo tak przez reszte dystansu, to byloby naprawde kiepsko... Kolka trzymala ostro przez dobry kilometr, potem zaczela odpuszczac i do konca nie bylo juz fatalnie (choc dobrze tez nie). Coz, wyglada na to, ze przed kolejnym biegiem bede musiala jeszcze bardziej uwazac. Choc troche sie martwie, czy to nie jest niestety moj blad fabryczny. Lekarz mi powiedzial, ze mam tak zbudowany zoladek, ze moze mi sie przemieszczac i skakac, ze mam duze predyspozycje do refluksu i do przepukliny przelyku. Jednym slowem: przerabane :(Poza tym 'malym' problemem (ktory zapewne dodal mi troche czasu do wyniku :( ) bieglo mi sie bardzo dobrze. Nawet chyba troche zbyt dobrze. Silowo bylo zaskakujaco fajnie i jestem pewna, ze gdyby nie ta fatalna kolka, moglabym biec szybciej. Pewnie niewiele szybciej, ale zawsze ;) Pierwsza polowe tez moglabym chyba pocisnac odrobinke bardziej, ale tak jak wspomnialam wczesniej, nie chcialam sie wydurniac i udawac chojraka, zeby potem sie zalamac, gdy bede ogladac plecy wyprzedzajacych. Trzymajac sie rowno z druga dziewczyna dosc czesto mialam odczucie, ze moglabym przyspieszyc i biec przed nia, ale nie chcialam tego robic, zeby nie bylo potem wiochy.W kazdym razie myslalam, ze ze strony powera w nogach bedzie znacznie gorzej - a bylo bardzo dobrze. Ogolnie bylo fajnie, milo sie biegnie w warunkach zawodow! Spodobalo mi sie ;)No, ale przejdzmy do sedna... ;)Zatrzymalam stoper na 44:50. Jeszcze nie wiem, jaki mam oficjalny czas, ale Wojtek twierdzi, ze na pewno bylo ponizej 45 minut ;) Nie powinnam wiec narzekac, ale nie powiem, zeby byl to szczyt moich marzen i mozliwosci ;)Wsrod kobiet jestem na drugim miejscu. Pierwsza pani (Weronika Zielińska - poprzedni bieg w PMW - 5 km - tez wygrala :) ) miala dosc spora przewage, okolo 1,5 minuty.Challenge completed ;)
Zdecydowanie! Kiedy nadchodzi dzień, w którym truskawki są po sześć złotych za kilogram, to znaczy że nadszedł czas na nową notkę. A więc ot...