Najpopularniejsze

Archiwum

Configure
- Back To Orginal +

piątek, 5 sierpnia 2016

Co zabieram na start w zawodach triathlonowych - checklista

To chyba pierwszy tekst typowo poradnikowy, jaki publikuję na tym blogu! Celowo nie zatytułowałam wpisu "Co zabrać na start", ponieważ wiem, że każdy ma swoje sposoby - liczę że zechcecie się nimi podzielić, jako i ja się dziś dzielę swoimi. Sama jeszcze nie tak dawno zaczynałam startować w zawodach triathlonowych i wszystkie wpisy tego typu były dla mnie na wagę złota; do tego podpatrywałam i podpytywałam bardziej doświadczonych zawodników (zresztą wciąż to robię).  Herbalife IRONMAN 70.3 Gdynia zbliża się wielkimi krokami i być może to co napiszę, przyda się niektórym z Was. Będzie mi bardzo miło!

Zacznę od tego, że niestety na każdy triathlon jedzie ze mną masa towaru. Kiedy po sezonie wybieram się na zawody biegowe albo pływackie, wprost nie mogę uwierzyć, że jestem w stanie spakować się w jeden lekki plecak. W multisporcie to już nie przejdzie. Mam to szczęście, że jeździ ze mną towarzysz życia, trener, fotograf, mechanik rowerowy, kierowca i support w jednej osobie, więc nie muszę wszystkiego targać ze sobą na plecach. Tak czy inaczej, zawsze staram się pakować rzeczy w torbę i plecak, żeby docelowo móc na spokojnie zostawić torbę w depozycie lub samochodzie, a plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami nosić ze sobą, a na czas startu sprzedać Wojtkowi.

Zagraniczny wyjazd pięcioosobowej rodziny? Ależ nie!


Warto zrobić sobie osobisty spis rzeczy do zabrania na zawody - można przygotować go w pliku na komputerze, wydrukować w kilku egzemplarzach i mieć ze sobą przed każdym startem. A zatem co ja zabieram ze sobą na zawody? Podzieliłam listę na części w kolejności dyscyplin triathlonowych.


PŁYWANIE


- Trisuit - wiadomo, podstawa :-) Jeśli dysponujemy więcej niż jednym strojem, zdecydowanie warto zabrać ze sobą zapas. Gdy miałam jeden strój, zabierałam jeden i nigdy na szczęście nie zdarzyła mi się żadna awaryjna sytuacja. Teraz tak się szczęśliwie złożyło, że mogę dobierać sobie strój do koloru paznokci albo nastroju, bo dysponuję dwoma strojami HUUBa i dwoma Kiwami. Dobieram je jednak według zupełnie innych kryteriów :-) Kiwami Chameleon to mój "pierwszy wybór" (pozostaje tylko zdecydować się na kolor), a skin HUUBa trzymam na zawody z zakazem używania pianek. Czarno-czerwony HUUB po dwóch sezonach z kawałkiem poszedł już na zasłużoną emeryturę, to znaczy używam go tylko na treningi, ale wyłącznie dlatego, że mam już nowe stroje - pomimo intensywnej eksploatacji jest w zupełnie dobrym stanie.


LANS ;)


- Czepek - choć w każdym pakiecie startowym znajduje się czepek, zawsze mam ze sobą co najmniej jeden własny, w razie gdybym zapragnęła popłynąć w dwóch, zakładając okulary pomiędzy czepki. Ten patent przydaje się zwłaszcza wtedy, gdy mamy popłynąć w tłumie ludzi i boimy się że ktoś ściągnie nam pasek.

- Okulary pływackie - zawsze mam ze sobą dwie pary, na wypadek gdyby pierwsze nie wytrzymały presji zawodów :-) Moim faworytem do startu z wody i z brzegu są HUUB Aphotic, fotochromy o szerokim kącie widzenia; na start ze skoku warto mieć ze sobą coś mniejszego gabarytowo, bo wysokie Aphotiki będą miały tendencję do przesuwania się, co przetestowałam w Suszu na Mistrzostwach Polski na dystansie sprinterskim (ostatecznie jednak startowałam właśnie w nich i nie przesunęły się wcale).

- Chusteczki do okularów pływackich - tyle razy płynęłam już w zawodach na ślepo - właśnie ze względu na zaparowane okularki - że zanim wyjdę z domu, trzy razy sprawdzam czy zabrałam ze sobą Anti-Fogi. Przed każdym startem dokładnie wycieram szkła, choć i to nie pomoże, jeśli okulary są już bardzo zużyte i parują niezależnie od okoliczności. 



ROWER

- Do części kolarskiej oczywiście przyda się rower :-) Tego punktu chyba nie muszę rozwijać, bo nie sądzę, żeby komuś udało się zapomnieć roweru na start w triathlonie. Dodam tylko, że warto nie ustawiać sobie w strefie zmian najtwardszego przełożenia, bo z tego mogą być tylko kłopoty.


- Kask - tego punktu też chyba nie trzeba rozwijać, choć spotkałam się już z sytuacją, kiedy ktoś zapomniał kasku na zawody. Podczas gdy da się ominąć pewne rzeczy - można od biedy pojechać w butach biegowych albo bez bidonu - tak brak kasku niestety oznacza pożegnanie z możliwością startu. 

- Okulary - zawsze jeżdżę w okularach, głównie ze względu na wadę wzroku. Jedną parę mam na wypadek, gdybym zechciała wystartować bez soczewek - w tych mam wstawkę ze szkłami korekcyjnymi. Bez wstawki (w ciemnych okularach) albo w innej parze (okulary fotochromatyczne) - w zależności od pogody, a konkretnie od nasłonecznienia - jeżdżę w wariancie z soczewkami na oczach, czyli standardowo. 

- Buty kolarskie i gumki recepturki - do zamocowania butów na rowerze potrzebuję dwie gumki recepturki, ale staram się mieć ze sobą co najmniej cztery na wypadek awarii.

- Pasek na numer startowy - czyli pasek na biodra, do którego przyczepia się numer startowy. W zawodach rangi mistrzowskiej zazwyczaj niepotrzebny, bo tam identyfikuje się nas po opisanych strojach; w każdych innych zawodach lepiej go nie zapominać.

- Ew. żel energetyczny i taśma klejąca - choć jeszcze nic dobrego nie spotkało mnie ze strony żeli energetycznych spożywanych na zawodach, to nie tracę nadziei, że kiedyś się to zmieni :-) Na dystansie sprinterskim jadę oczywiście bez doładowania; na olimpijkę i 1/4 biorę ze sobą żel przymocowany do ramy za pomocą taśmy klejącej. Warto przy tej okazji wspomnieć, że opakowania po pożartym żelu nie wyrzuca się za siebie gdzie bądź, tylko w wyznaczonej strefie zrzutu przy punktach odżywiania, a do tego miejsca można dowieźć opakowanie na przykład pod trisuitem.

- Bidon - zawsze mam ze sobą butelkę z wodą. Co prawda mało piję w trakcie wyścigu, ale możliwość oblania się zawartością w gorący dzień jest bezcenna.




BIEG

- Buty do biegania - wiadomo; wspomnę tylko, że warto mieć ze sobą dwie pary butów biegowych, bo jedne przydadzą się podczas rozgrzewki.




INNE WAŻNE RZECZY

- Narzędzia do roweru - na szczęście to nie moja broszka, bo te rzeczy pakuje zawsze Wojtek. Za każdym razem bierzemy ze sobą pompkę stacjonarną (małej i tak nie użyję na trasie), dętkę i drugie koła (jedne "szybsze", drugie treningowe z oponami z większym bieżnikiem - na wypadek słabej pogody albo awarii kół na wyścig).
- Woda mineralna - zawsze zabieram ze sobą dwie butelki wody po 1.5 litra.
- Papier toaletowy - najlepszy przyjaciel sportowca. Nigdy nie ufaj zaopatrzeniu Toi-Toiów :-) 
- Chusteczki nawilżające - przydadzą się zarówno przed startem, jak i po nim. Możliwość choćby prowizorycznego umycia i odświeżenia rąk i twarzy jest warta zachodu;
- Żarełko - mam na myśli głównie to, co jem przed startem oraz coś, co uratuje mi życie w razie energetycznej bomby pomiędzy zawodami a znalezieniem jakiegoś bardziej treściwego pożywienia. Obecnie moim numerem jeden przed startem są żelki PowerBar PowerShots. Pierwszy raz spróbowałam ich przed jednym z tegorocznych startów, w którym dostałam je w pakiecie startowym - chyba w Ślesinie. Testowanie odżywek w dniu startu nie jest mądre, ale tym razem nie pożałowałam - wręcz przeciwnie. Jeśli chodzi o szamkę postartową, zazwyczaj zabieram coś, co jest niewielkie, słodkie i nie stanie się obrzydliwe po spędzeniu kilku godzin na słońcu (love batony GoOn).
- Akcesoria do ogarnięcia się po zawodach - czasami na miejscu zawodów jest okazja do umycia się pod prysznicem, co jest prawdziwą wspaniałością. Na tę ewentualność zabieram ze sobą mały ręcznik i szampon. Poza tym mam ze sobą minimalny zestaw produktów, które pozwolą mi na przeobrażenie się z wodnego potwora w człowieka (zwłaszcza jak nie daj Boże trzeba wejść na podium;)), to znaczy szczotkę do włosów, krem do twarzy i takie tam. 
- Skarpetki kompresyjne na regenerację - rzadko ich używam, bo zazwyczaj zapominam, ale staram się je ze sobą mieć - naprawdę dają radę.
- Plastry na odciski - nie zawsze się przydają, ale jak już, to ratują sytuację.
- Zestaw ślepca - w dniu zawodów używam soczewek kontaktowych, ale odkąd przeszłam przewlekłe zapalenie spojówek, lubią robić mi psikusy i powodować uczucie żwiru w oczach, więc zabieram ze sobą jeszcze mały płyn do soczewek, krople nawilżające do oczu no i okulary, żeby w razie czego móc wyrzucić z oczu ciała obce.
- Karimata - bardzo rzadko ją zabieram, ale za każdym razem, kiedy się na to zdecydowałam, bardzo to sobie chwaliłam. Zwłaszcza po zawodach możliwość położenia się w pozycji horyzontalnej jest pożądana, a nie zawsze jest gdzie to zrobić.
- Zegarek z pulsometrem - zostawiłam go na koniec chyba tylko dlatego, że zegarek mam ze sobą zawsze, więc nie ma opcji, żeby go zapomnieć. Czasami ścigam się z zegarkiem i pulsometrem, czasami bez. Wtedy kiedy mam zamiar wypruć z siebie flaki na rowerze nie zabieram pulsometru, żeby mnie nie stresował. Zawsze kiedy widzę na ekranie jakieś straszne wartości, rozsądek podpowiada mi, że powinnam zwolnić, a za każdym razem okazuje się, że jestem w stanie spokojnie dojechać na wysokim tętnie i jest OK. Czasem warto zrzucić z siebie to brzemię i po prostu lecieć w pałkę ;-)

Najfajniejsza strefa zmian ever! Susz Triathlon 2016


Wychodzę z założenia, że lepiej wziąć za sobą za dużo majdanu niż za mało, więc zawsze wybieram się na zawody tak, jakbym jechała na trzy tygodnie do Honolulu. Szczęśliwie jednak jak do tej pory udało mi się jak na razie niczego kluczowego nie zapomnieć. Checklistę sprawdzam trzy razy, zwłaszcza że do tej pory na śmieszno-straszno wspominam relację Maćka Dowbora z zawodów, na które zapomniał wziąć butów kolarskich i pojechał w spd self-made, czyli butach obklejonych taśmą izolacyjną :-) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz