Myśl przewodnia na ten wpis tłucze mi się po głowie już od jakiegoś czasu, więc muszę ją wreszcie zwerbalizować. Chodzi o pływaków. Wybitny szacun dla pływaków!
Wyczynowe trenowanie sportu - każdej dyscypliny - wiąże się z wieloma wyrzeczeniami, poświęceniem, podporządkowaniem całego życia reżimowi treningowemu. Spośród dyscyplin, z którymi w jakiś sposób się zapoznałam, jedna jest wyjątkowo wymagająca.
Trening pływaka rozpoczyna się we wczesnych latach szkolnych. "Nie tylko pływaka" powiecie - zgoda, ale wnikając głębiej w temat trudno nie zgodzić się, że pływacy mają, najprościej mówiąc, najbardziej przerąbane.
Młody kolarz czy biegacz również idzie po szkole na trening. Ale jakże różni się system szkolenia tych młodych sportowców! Uczeń szkoły gimnazjalnej, który szykuje się do kariery biegacza/kolarza, nie musi obawiać się, że w każdym tygodniu czekają go długie, wielogodzinne rozbiegania i rozjazdy. To czas, w którym kształtuje się szybkość i moc: treningi są raczej intensywne, ale nie forsujące; krótkie i treściwe. Pływak zaś od początku tyra. Rano pływa, po południu pływa, trzaskając przy tym jakieś nieprawdopodobne porcje kilometrów.
Ostatnio się dowiedziałam, że wyczynowi pływacy przepływają około 100 km tygodniowo. Dla mojego umysłu jest to absolutny hardkor. Co innego 100 km biegu albo 700 km na rowerze - spoko, zdarzało się i mnie. ALE STÓWA W WODZIE? JAK TO? Podpowiedzią może być fakt, że wyczynowy pływak zasuwa w wodzie dwa razy szybciej niż ja. Ale to jest kolejna rzecz, której nie potrafię objąć umysłem. Wyczynowi biegacze - mówię o mężczyznach - biegają nieziemsko szybko, ale, na miłość boską, nie dwa razy szybciej niż ja. Jeśli najlepsi biegną 10 km w 28 minut, to "tylko" 30% szybciej niż ja po roku trenowania. A pływacy, kurczę, biją mnie o ponad sto procent. No dobra, co prawda nie jestem jeszcze nawet rok w regularnym treningu, ale nie łudzę się, że ta dysproporcja nagle drastycznie zmaleje. To jest inna kategoria ludzi po prostu.
Samotność długodystansowca to nic w porównaniu z wieczną samotnością, z jaką musi żyć pływak. Podczas biegania, jazdy na rowerze i treningu na sali da się nieustannie odczuć 'ducha grupy'. Można pogadać ze znajomymi, razem się pośmiać, pożartować czy poplotkować. A nawet jeśli trening realizuje się samemu, jest się zawsze pośród ludzi. Da się posłuchać muzyki, pooglądać widoki, nie jest się zupełnie wyrzuconym z rzeczywistości. A w basenie? Tragedia. Nie dość że pływasz zawsze w tym samym miejscu - zero zmiany warunków atmosferycznych czy 'wystroju' otoczenia - to właściwie z nikim nie pogadasz. Może pomiędzy kolejnymi zadaniami zamienisz parę słów z resztą grupy, ale nie licz na długie dyskusje. Nie porozmyślasz zbyt wiele, bo liczysz. Cykle, uderzenia, oddechy.. Jesteś ty, nieustanne 'bul bul bul', zegar z kolorowymi strzałkami i kafelki na dnie basenu. I tak od ściany do ściany, kilkaset razy dziennie.
Młody biegacz, nawet jeśli ambitnie podchodzi do planów sportowych, daje radę wysupłać trochę czasu na życie towarzyskie. Pływak nie ma raczej ku temu szansy. Pobudka przed świtem, trening, po treningu od razu na lekcje, a po lekcjach.. zgadza się, znowu basen. Po powrocie do domu, nawet jeśli pada na twarz, musi zająć się obowiązkami szkolnymi, aby następnie wczesnym wieczorem.. paść na twarz. I tak codziennie. Gorsze niż praca na pełen etat, a przecież mówimy defacto o dzieciakach. Nie ma mowy o dopuszczeniu do siebie myśli o kryzysie motywacyjnym, bo przecież za parę godzin trzeba wyjść znowu na trening.
Można podziwiać sportowców-amatorów, którzy w dorosłym życiu zaczynają biegać, jeździć na rowerze czy pływać (albo, co ostatnio najbardziej modne, robić wszystko naraz i przygotowywać się do triathlonu) i w życie domowo-zawodowe potrafią wpleść jeszcze treningi. Jasne, to naprawdę godne uznania, że w wieku kilkudziesięciu lat da się pogodzić pracę na pełen etat, wychowywanie dzieci i pielęgnowanie relacji rodzinnych z realizowaniem paru godzin treningowych dziennie. Ale weźmy pod uwagę kluczowy fakt: dorosły człowiek, ambitny amator, zaczyna trenować z własnej woli, mając przed oczami konkretne, wymierne korzyści. Nieważne co to jest - czy chce zrzucić sadło, poznać ciekawych ludzi czy po prostu miło spędzić czas po pracy - zawsze mniej więcej wie, ile te przyjemności będą go kosztować i po co to robi (a robi to zawsze dla siebie). Pływak raczej nie ma szansy na podejmowanie takich decyzji i rozmyślanie o swojej przyszłości, bo musi pływać. Jak nie pływa to się uczy albo odrabia lekcje, a jak nie to, to śpi.
Ostatnio rozmawiałam z jedną z moich trenerek (pozdrawiam!!! :)), której wspomniałam, że wyjmuję już z szafy trenażer i zaczynam sezon na "chomika w kołowrotku", bo zaczyna być za zimno na plenerową jazdę. Zdziwiła się, że można tak kręcić w miejscu, bo przecież to tak nudne, że aż trudne do wytrzymania dla głowy.
A ja się zdziwiłam, że ona się zdziwiła. No bo kumacie? Powiedziała to osoba, która wcale nie tak dawno spędzała bite cztery godziny dziennie w basenie, przyglądając się ciemnej linii na dnie basenu!!!
Podobną rzecz usłyszałam jakiś czas temu z ust wielokrotnego rekordzisty i mistrza Polski w stylu klasycznym. "Przebiec dziesięć kilometrów bez zatrzymania? Oooo nie, to musi być straszne!". Gość, którego paręnaście minut później zobaczyłam w wodzie, jak pływał 'pięćdziesiątki' żabą szybciej niż ja dwudziestki piątki. Wszystkim pływającym wówczas na sąsiednich torach szczęki poopadały do samego dna. Jestem dziwnie przekonana o tym, że samym przygotowaniem ogólnorozwojowym i wydolnościowym pobiegłby tę dychę z marszu..
Pływacy naprawdę nie zdają sobie sprawy z tego, jak nieprawdopodobną robotę wykonują. Przez to, że trenują intensywnie już w młodym wieku, uważają że to naturalne. I za to też szacun. Środowisko wodne jest przecież zupełnie obce dla gatunku ludzkiego. Podczas gdy bieganie jest uważane za najprostszą formę ruchu, a roweru używa prawie każdy, pływanie to zupełnie inna rzeczywistość. Paskudnie techniczna, precyzyjna, wymagająca ogromnej, żmudnej, nudnej, czasochłonnej pracy nad detalami.
Przez to wszystko pływacy są szalenie skromnymi ludźmi. Miałam przyjemność poznać kilku czołowych zawodników różnych konkurencji i każdy z nich jest absolutnie normalnym i bardzo sympatycznym człowiekiem. Co więcej - oni się dziwią i peszą, kiedy mówi się o nich jak o gwiazdach. Nawet jeśli to co robią wzbudza powszechny podziw, to oni i tak są przekonani, że po prostu robią swoją robotę.
Kolarz jest świadomy tego, że zawsze ma duże rezerwy w sprzęcie. Czego noga nie dociągnie, pomoże lżejszy rower albo lepszy osprzęt. Bieganie jest modne, a łatwiej jest robić coś, co jest powszechnie lubiane. Zostawia także spore pole do manewru jeśli chodzi o wygląd - ważne zwłaszcza dla dziewcząt-biegaczek. Nowe buty, bajeranckie legginsy albo nowy multifunkcjonalny zegarek potrafią dać motywacyjnego kopa i sprawić, że łatwiej wychodzi się na trening.
A basen?
Nuda, panie, straszna nuda i szarość. Nie ma na świecie osoby, która korzystnie wygląda w czepku. Zwłaszcza jak do kompletu dołoży się jeszcze fioletowo-czerwone odciski od okularów pływackich pod oczami. Kostium można sobie kupić ładny, ale na tym kończy się moda basenowa. I tak nikt nie zwróci uwagi na wzorki na Twoim stroju. Gadżety? Zapomnij - chyba że gadżetami można nazwać płetwy i łapki. Technologie? "Nadzieja" pojawiła się parę lat temu w postaci superszybkich strojów, ale one, jak wiemy, od jakiegoś czasu są już zabronione. Nic, naprawdę nic nie pomoże, jeśli Ty nie pomożesz swej... opływowości?
Pływanie nigdy nie będzie modne, bo jest za trudne, zbyt nudne, za mało towarzyskie i nie tak kolorowe jak inne sporty. Co więcej, nikt nie jest w stanie nauczyć się dobrze pływać samodzielnie. Można mieć doskonałe predyspozycje i motywację do pływania, ale bez trenera da się najwyżej dojść do pięciu procent tego, co można zyskać dzięki profesjonalnej opiece. Jeśli jest się, brutalnie mówiąc, zbyt starym na wyczynowe pływanie, też nic wielkiego się już nie wyrzeźbi. Ostra selekcja.
A więc.. wielki szacun dla pływaków. Niezmiennie podziwiam ich determinację i twarde głowy. Nie każdy członek uczniowskiego klubu pływackiego, który pół życia spędza w basenie, zostanie mistrzem świata i sąsiednich galaktyk, ale z całą pewnością każdego to doświadczenie mocno ukształtuje i wzbogaci życiowo.
Jestem ojcem zawodnika .Wielki szacunek za ten artykuł i za obiektywizm.Szczególnie za że zacytuję :
OdpowiedzUsuń"Przez to wszystko pływacy są szalenie skromnymi ludźmi. Miałam przyjemność poznać kilku czołowych zawodników różnych konkurencji i każdy z nich jest absolutnie normalnym i bardzo sympatycznym człowiekiem. Co więcej - oni się dziwią i peszą, kiedy mówi się o nich jak o gwiazdach. Nawet jeśli to co robią wzbudza powszechny podziw, to oni i tak są przekonani, że po prostu robią swoją robotę" i taki jest mój syn.........
Jerzy
Świetny post, z resztą blog też! Masz nowego czytelnika :)
OdpowiedzUsuńJej niesamowite! Strasznie miło mi się to czytało szczególnie, że trenuję pływanie.
OdpowiedzUsuńŚwietny artykuł! :)
Trochę słabo wypada znajomość sprzętu dla pływaków. Gadżetów i ogólnie sprzętu jest od groma. Stroje "ultra szybkie" nie zostały zakazane tylko nie mogą być za kolano... Takie trochę gloryfikowanie na siłę
OdpowiedzUsuń