W związku z tym natchnęło mnie, żeby napisać o tym więcej.
Rasta to pies, z którym praca w agility jest pełna cieni i blasków. Zacznijmy więc od złych rzeczy, żeby zakończyć optymistycznie i wesoło ;-)
Jeśli chodzi o predyspozycje fizyczne Rasty, to.. nie jest różowo. Jest co prawda bardzo drobnej kości, a jej ciało jest wyjątkowo elastyczne, jednocześnie jednak ma absolutny brak klatki piersiowej i zero mięśnia. Nie znaczy to, że nie ma dobrej kondycji - bynajmniej! Dużo spaceruje, biega za frisbee, przy rowerze może na luzie przebiec 15 km, głównie galopem, robiąc przystanki na pływanie w stawie. Mięśni jednak nigdy od tego nie nabrała.. Widocznie jednak ten typ tak ma. Przepaść między nią a Smokiem jest ogromna, bo młody wygląda przy niej jak napakowany amstaff ;-)
W kwestii jej cech psychicznych mam bardzo ambiwalentne uczucia. Niestety Rasta kompletnie nie potrafi radzić sobie ze swoimi burzliwymi emocjami. Na treningu nie potrafi odpocząć - nawet kiedy siedzi w klatce przykrytej kocem, denerwuje się, nakręca i głośno o tym mówi. Jest to ogromny problem, który niezwykle utrudnia trenowanie, bo zamiast męczyć się bieganiem po torze, ona spala się pomiędzy swoimi przebiegami. Poza klatką zresztą też nie jest najlepiej. Co prawda i tak obecnie jest już nieźle - potrafi przekierować swoją złość (że inne psy biegają między hopkami a tunelami, a od niej wymagają opanowania) na szarpanie smyczy. Wcześniej jej najlepszym pomysłem na odreagowanie było wpadnięcie na tor z furią i straszenie ćwiczącego psa kłapaniem mu przed nosem. Czasem wywiązywała się z tego bójka, a innym razem jakiś biedaczek uciekał przestraszony Rastowym potworem z toru.. Tak źle i tak też niedobrze.
Długo wmawiano mi, że to moja wina, bo nie nauczyłam psa odpoczywać.
Po sześciu latach życia z Rastą i jednoczesnej obserwacji innych psów mogę rzec: BEZYDURA.
Jasne, mogłam od pierwszych wspólnych dni pracować nad tym, żeby była cicho i spokojnie. To jest moje zaniedbanie - choć może to nietrafne słowo, bo raczej nie tyle zaniedbanie, co niewiedza. Rasta była moim pierwszym psem i nikt wówczas nie powiedział mi, że szczeniaka się nie tylko nakręca, ale i wycisza.
Tak czy inaczej, im dłużej miałam do czynienia z innymi psami, również rasy border collie, tym mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że to jednak nie do końca kwestia wychowania. Większość psów, nawet tych z zupełnie początkującymi właścicielami, potrafiła zachowywać się normalnie w momentach, w których Rasta darła jadaczkę, wymachiwała kończynami i przeżywała ogólny ból istnienia z powodu izolowania ją od czynnego ruchowo świata. Do tego od początku była psem z kamienia, na którego można działać prośbą i groźbą, a ona i tak nie jest w stanie na dłużej zmienić swojego zachowania. Jeśli wie, że za uporczywe miotanie się i szczekanie czekają ją nieprzyjemności - szczeknie i zwieje. Nie powstrzyma się od wydarcia, inaczej by wybuchła..
Rasta w ogóle jest bardzo reaktywna. Kiedy zaczęła bać się strzałów, pojawił się nam kolejny problem z trenowaniem. Musiałam dojeżdżać na treningi na drugi koniec Warszawy metrem, a to urosło do rangi wielkiego kłopotu, kiedy Rasta usłyszała, jak metro 'strzela'. Doszło w końcu do tego, że po godzinnym dojeździe na trening była już całkiem wypompowana i po wyjściu z klatki na pierwsze przebiegi potrafiła np. rzucać się do gryzienia ziemi.. Długo takiego trenowania nie wytrzymałam. Przykro było patrzeć, jak pies, który zawsze na hasło 'idziemy na trening' jęczy i podskakuje z radości, ustawiając się pod drzwiami, na to samo zdanie kuli uszy i oddala się w cichy kącik, a po wyjściu z domu jest już psychicznie zmaltretowanym zwierzątkiem, które pragnie wrócić do domu do swojej klateczki.
Rastę zabijała też jakakolwiek presja. Pamiętam, że kiedy pojechałam z nią na czterodniowe zawody (IABC 2009 - super impreza, tak na marginesie!) i zobaczyłam, że obok domków jest jezioro, wpadłam w panikę - 'no to po bieganiu'. Rasta miała wtedy absolutną fazę na wodę i ciągnięta niewidzialnymi siłami oddalała się w kierunku zbiornika, głucha i ślepa na wszelkie znaki z Ziemi. Nie chciała aportować piłki ani żadnych zabawek, jedynie patyki były fajne. Postanowiłam więc za wszelką cenę sprawić, że Rasta BĘDZIE bawić się piłką obok wody. Zabrałam psa, zabawki i zestresowana poszłam nad jezioro. Rzuciłam piłkę, a Rasta natychmiast zrobiła coś w stylu "Jezus Maria, daj mi spokój, idę do domu" i tyle było z naszego odkręcania.
Jeśli chodzi o kwestie stricte agilitowe, Rastusia występowała w roli królika doświadczalnego. Tysiąc przetestowanych sposobów na nauczenie jej stref, nieregularnie tłuczony slalom tunelowy.. myślę, że to CUD, że po takim systemie nauczania (trenując w Sopocie nie doczekałam się możliwości trenowania na rozsuwanym slalomie) ona tak ładnie robi slalom. Strefy pominę milczeniem.. ;-)
fot. Ewa Kiryk
Pamiętam, że na pierwsze zawody agility pojechałam z nią tylko w roli widzów. Miała już osiągnięty wiek, który otwierał jej możliwość startów, ale startować się z nią wówczas nie dało. Inne psy w jej wieku debiutowały na torze, a ja tylko patrzyłam i modliłam się, żeby kiedyś udało nam się znaleźć po tej drugiej stronie ringu.
Kilka miesięcy później pojechałam z nią na pierwsze zawody. Prawie umarłam ze stresu (obok pola agilitowego był STAW) ale udało nam się pomyślnie ukończyć wszystkie tory i nawet coś tam wygrałyśmy. Potem już było z górki. Po jakimś czasie startowanie z nią stało się wielką przyjemnością, w międzyczasie przeżyłam wielką rewolucję podejścia do swojego psa i skutek był taki, że Rastka zaczęła dużo fajniej biegać.
Tak R. biegała na początku:
Nie było dobrze ;))
Potem powoli coś zaczęło się zmieniać..
Bywało nawet całkiem fajnie (te komentarze :D):
Tu już nie trenowałam, więc oczywistą oczywistością jest, że nie mogło być najświetniej:
...ale tendencja nadal była taka, jaką chciałam widzieć i ogólnie byłam ucieszona z tego, jak Rastianna biega:
Niestety, zawody w Sopocie w 2010 roku były naszymi ostatnimi zawodami :( Potem gwałtownie uszczupliły mi się zasoby pieniężne i musiałyśmy zawiesić zarówno starty jak i treningi.
Rasta nie mogła się dłużej spełniać w agility, jednak do tej pory wiedzie wesołe życie 'wiejskiego burka'. Co prawda ma więcej rozrywki fizycznej, niż intelektualnej, ale dzięki temu jest w świetnej kondycji. Mieszkanie w stadzie naprawdę dobrze jej robi i nigdy się nie spodziewałam, że mój aspołeczny pies tak dobrze zaadaptuje się do życia z innymi psami. Mieszkamy koło świetnego miejsca spacerowo-sportowego, więc Rastita ma więcej ruchu niż kiedykolwiek wcześniej.
Niestety 'po drodze' wyszła jej dość dziwna przypadłość, której przyczyny do tej pory nie poznałam i pewnie nigdy nie poznam. Myślałam, że to omdlenie w 2009 roku to był jednorazowy epizod, jednak sytuacja powtarzała się kilka razy, choć - na szczęście! - nie w tak ekstremalnie stresującej odsłonie, jak za pierwszym razem. Wszystkie wyniki badań ma świetne, więc być może cała ta sprawa pozostanie tajemnicą. Podejrzewam, że styki w jej mózgu nie trybią tak, jak trzeba i te zaburzenia to coś w rodzaju, jak ja to nazywam, kryptopadaczki - border collie collapse.
Z bieganiem w upale też kiedyś nie miała kłopotu - aż do.. sterylizacji. Po sterylce wszystko się zmieniło, niestety na gorsze. Zdaję sobie sprawę z tego, że Rasta jest przypadkiem jednym na milion, że po sterylizacji psuje się psu zdrowie i nikogo nie zamierzam zniechęcać do tego zabiegu. Mimo wszystko od tej pory - aż do odwołania (? ;)) będę brać psy w wersji chłopięcej.
BTW, po trenowaniu z Rastą zostało mi to straszne cackanie się z psią robotą. Smok jest cyborgiem, w wieku siedmiu miesięcy pojechał na pierwszy trening agilitowy i przez ponad godzinę zachował 100% naładowanej baterii, co było dla mnie ogromnie pozytywnym szokiem. Oby tak dalej :-)
Rasta wchodzi na tor agility albo na pole z frisbee nakręcona na 300%, a to powoduje, że jakość treningu spada z każdą minutą. Po wyczerpującym treningu jest styrana bardziej niż inne psy i chętnie wraca do domu..
Wygląda jednak na to, że agilitowanie (o ile nie jest to trenowanie w upale) nie powoduje u Rastki wielkich problemów zdrowotnych, więc mam nadzieję, że jej kariera nie jest jeszcze skończona. Nie wróżę jej spektakularnych sukcesów (na co bowiem można liczyć, gdy nie nauczyło się psa zaliczania stref?), ale bardzo dobrze mi się z nią biega, a zwłaszcza świetnie startuje. Jest kochana, bardzo się stara, ma fabrycznie wbudowane robienie bardzo ciasnych łuków.. no i jest coraz szybsza :-)
Rasta to był pierwszy border, którego osobiście poznałam i który utkwił mi w pamięci. :)
OdpowiedzUsuńJej lekkość, szybkość i wybijanie się kilometr od hopki była niesamowita, tak pamiętam to z Sopotu, kiedy skakaliśmy (albo inaczej - zrzucaliśmy tyczki) z Baxem. :-)
Superrr pies!
Pozdrawiam, Alicja. :-)