Miałam dzisiaj wystartować w Rumi w aquathlonie pościgowym (800m pływania, 5 km biegu). MIAŁAM, bo moje zatoki najwyraźniej znowu/wciąż robią sobie ze mnie zupełnie nieśmieszne żarty. Ale od początku.
Dwa tygodnie temu w podsumowaniu tygodnia napisałam coś takiego:
"(...) We wtorek pobiegałam i było zupełnie w porządku, choć wywlokłam się na trening dopiero w południe, a wcześniej leżałam niczym zombie i rozmyślałam o tym, jak strasznie na nic nie mam ochoty. Produktywność zero, kreatywność minus milion. Zlekceważyłam to i wręcz się irytowałam sama na siebie, bo zwykle nie pozwalam sobie na takie stany. Ma mi się chcieć i już. Potem byłam jeszcze na basenie, też niby wszystko spoko. (...) W czwartek basen i bieganie, wszystko w porządku, choć bez specjalnego szału, a w piątek po porannym pływaniu po prostu padłam. Znowu głowa, czyli najgorzej, a potem doszło jeszcze ogólne uczucie, że jest bardzo nie tak, i to tym razem bezkompromisowo. Następnego dnia miałam pobiec w zawodach na piątkę i jeszcze się łudziłam, że arsenał witaminy C, czosnek i Theraflu mi to umożliwią, ale w sobotę sekundę po zadzwonieniu budzika wiedziałam, że absolutnie nie ma takiej opcji. W weekend kasłałam, smarkałam, smuciłam się i nie trenowałam. Niefajnie. Niewiele mi potrzeba, żeby wpaść w nastrój filozoficzno-egzystencjalno-ojakwszystkojestokropnie, kiedy nie trenuję".
"(...) We wtorek pobiegałam i było zupełnie w porządku, choć wywlokłam się na trening dopiero w południe, a wcześniej leżałam niczym zombie i rozmyślałam o tym, jak strasznie na nic nie mam ochoty. Produktywność zero, kreatywność minus milion. Zlekceważyłam to i wręcz się irytowałam sama na siebie, bo zwykle nie pozwalam sobie na takie stany. Ma mi się chcieć i już. Potem byłam jeszcze na basenie, też niby wszystko spoko. (...) W czwartek basen i bieganie, wszystko w porządku, choć bez specjalnego szału, a w piątek po porannym pływaniu po prostu padłam. Znowu głowa, czyli najgorzej, a potem doszło jeszcze ogólne uczucie, że jest bardzo nie tak, i to tym razem bezkompromisowo. Następnego dnia miałam pobiec w zawodach na piątkę i jeszcze się łudziłam, że arsenał witaminy C, czosnek i Theraflu mi to umożliwią, ale w sobotę sekundę po zadzwonieniu budzika wiedziałam, że absolutnie nie ma takiej opcji. W weekend kasłałam, smarkałam, smuciłam się i nie trenowałam. Niefajnie. Niewiele mi potrzeba, żeby wpaść w nastrój filozoficzno-egzystencjalno-ojakwszystkojestokropnie, kiedy nie trenuję".
Napisałam to sobie ku przestrodze, żeby mieć się na baczności, kiedy następnym razem będę odczuwać coś podobnego. I wiecie co? ODCZUWAM WŁAŚNIE. Na szczęście nie doszło jeszcze do momentu, w którym ból głowy uniemozliwia mi funkcjonowanie, ale wciąż jest to dość podłe. Niby wszystko jest w porządku, niby nic konkretnego mi nie dolega, ale od kilku dni moje niemiłe zatoki dają mi znaki ostrzegawcze. Najbardziej przykrym objawem jest to, że po prostu... mam wszystko w dupie. Naprawdę. Z jakiegoś powodu odbiera mi to dostęp do skrajnych emocji - ani się nie ucieszę, ani się nie zmartwię zbyt przekonująco. Czyli jest stabilnie, ale ch...jowo. Nie jestem fizycznie zmęczona, nic mnie nie boli, a mimo to dajcie mi wszyscy święty spokój i idę spać. Jestem spowolniona, zła i na domiar złego jak gorączkujące dziecko szukam sobie na siłę problemów ("nie rzucisz wszystkiego aby pomóc mi w sprzątaniu TERAZ? Szykuj się na rozwód!"). Wczoraj przez cały dzień snułam się jak zobojętniałe zombie, a jak resztką siły woli zebrałam się wieczorem na to, żeby porolować się przed zawodami, to najpierw położyłam się na macie, rozpłakałam, i pozostałam tak przez dziesięć minut w pozycji embrionalnej. SERIO, niezła żenada, co? Skoro powód jest nieznany, to owszem, żenada. No więc tak było wczoraj, a dzisiaj sytuacja ewoluowała o tyle, że czuję się już lekko przeziębiona, a zatoki przestały mnie co jakiś czas lekko podkłuwać, a za to lekko cisną bez przerwy. Cudownie. Zamiast na zawody do Rumi, pojechałam do laboratorium, zrobić kolejny posiew z zatok. Nie jestem wcale zaskoczona, że antybiotyk, który nie wytruł tego syfu ostatnie trzy razy w ciągu dwóch lat, nie wytruł go także teraz - byłabym zdziwiona, gdyby tak się stało. Pytanie numer jeden brzmi: co to wytruje raz na zawsze, bo naprawdę mam tego dość oraz pytanie numer dwa: czy w Trójmieście jest jakiś sensowny laryngolog, który się mną zajmie na poważnie? W Warszawie takiego nie znalazłam, tutaj jak na razie też nie, i wszyscy mnie spławiają antybiotykiem, który co prawda pomaga w ciągu 12 godzin, ale jak widać nie na długo. Jestem bakterią. I lamą. Nienawidzę być lamą. Życzcie mi, żeby udało mi się spędzić ten dzień chociaż trochę bardziej konstruktywnie niż na rozmyślaniu o marności swojego żywota, bo dekadentyzm to moje drugie imię. Nie potrafię sobie świadomie i dobrowolnie pozwolić na to, żeby być chora, zmęczona, nieprzygotowana, bla bla bla, żeby cały weekend tak sprzeniewierzyć, skoro było tyle planów i możliwości. Niefajnie.
Słowem komentarza do mijającego tygodnia treningowego napiszę tylko, że było naprawdę spoko. Bardzo dobrze mi się biegało, bardzo dobrze mi się pływało, a jedyny trening który robiłam na szosówce (tj. na trenażerze) wyszedł akceptowalnie. Lada dzień czeka mnie próba ognia, to znaczy testowanie nowego siodła. Kto zna moje przygody z siodełkami, ten wie, co to może oznaczać, ale jestem dobrej myśli.
Słowem komentarza do mijającego tygodnia treningowego napiszę tylko, że było naprawdę spoko. Bardzo dobrze mi się biegało, bardzo dobrze mi się pływało, a jedyny trening który robiłam na szosówce (tj. na trenażerze) wyszedł akceptowalnie. Lada dzień czeka mnie próba ognia, to znaczy testowanie nowego siodła. Kto zna moje przygody z siodełkami, ten wie, co to może oznaczać, ale jestem dobrej myśli.
Witam,
OdpowiedzUsuńOd dziecka do dorosłości (od 10lat do ok. 23lat) miałem ogromne problemy z zatokami, których nie dało się w żaden sposób wyleczyć. Te zatoki mi przeszły na kilka lat po moim 7 miesięcznym pobycie w innym/ciepłym klimacie (pobyt na statku w rejonach równikowych). Niestety po powrocie na ląd znowu po 3-4 latach wróciły ze zdwojoną siłą. Dopiero wtedy jakiś lekarz w szpitalu w Wejherowie zrobił mi punkcję zatok i odpowiednie leczenie, po którym już więcej zapalenia zatok nie miałem do dzisiaj. Pozdrawiam Marek